
Na początku muszę przyznać, że do tworzenia tej... notki (w życiu nie nazwę tego kawałka tekstu recenzją) zabierałem się jak, nie przymierzając, pies do jeża. Dość powiedzieć, że premiera książki miała miejsce w listopadzie, a więc ponad dwa miesiące temu. Niewiele mniej czasu minęło, odkąd zakończyłem czytanie. Skąd zatem to opóźnienie? Mógłbym tłumaczyć się brakiem czasu, mnóstwem innych zajęć, które w ostatnich tygodniach zaprzątały mi głowę... I byłaby to prawda, ale tylko częściowo. Cała prawda i tylko prawda wygląda tak, że zwyczajnie nie wiedziałem, jak się do tego zabrać. Bo i po pierwsze recenzent ze mnie żaden (nie mam o tym pojęcia, ale kto by się takimi detalami przejmował!), a po drugie... no jak to, ja oceniający publicznie twórczość Sapkowskiego? Mojego od zawsze ulubionego pisarza? No ale jak się powiedziało "A", to wypadałoby powiedzieć i "B". Zatem jedziemy!
![]() |
Andrzej Sapkowski duma nad zawiłościami losu |
Jakiś czas temu popełniłem krótki tekst, będący zapowiedzią Sezonu Burz (znajdziecie go TUTAJ), w którym wyraziłem szereg wątpliwości odnośnie książki. Po pierwsze wątpiłem, czy Sapkowski podoła wyzwaniu pod względem pisarskim. Czy podołał? Cóż... I tak, i nie. Zacznijmy może od tego, co wyszło moim zdaniem dobrze.
Podobnie jak we wszystkich poprzednich książkach poświęconych wiedźminowi, mistrzowsko zrealizowane zostały dialogi. Pełno w nich humoru i polotu. Sapkowski zawsze znany był z doskonałego kreowania napięcia i budowania charakterów poszczególnych postaci właśnie za pomocą dialogów, nie inaczej jest i tym razem. Jest zabawnie, czasem dosadnie, nie brakuje też wulgaryzmów - co jednak ważne, te ostatnie używane są tu "z głową" i zawsze mają swoje uzasadnienie. Ponadto, co nie mniej istotne, kwestie wypowiadane przez bohaterów są wiarygodne. Przykładowo, strażniczki miejskie nie stronią od przekleństw, rubasznych dowcipów i zachowań. Z kolei starający kreować się na intelektualną elitę "wiedźminlandu" magicy posługują się językiem sztucznie górnolotnym, pseudonaukowym i pełnym obcojęzycznych wtrętów.
Kolejna rzecz, którą należy zapisać Sapkowskiemu w kontekście Sezonu Burz na plus to bohaterowie. Na potrzeby nowej powieści mistrz polskiej fantastyki stworzył peleton zupełnie nowych postaci, znalazł również miejsce dla kilku "starych znajomych", którzy tutaj zostali przedstawieni w zupełnie nowym świetle. Mam tu na myśli głównie wspomnianą już na kartach wiedźmińskiego pięcioksięgu Lyttę Neyd zwaną "Koral", która w Sezonie Burz wyrasta na jedną z ciekawszych osobowości. Niestety nie wszyscy "nowi" prezentują równie wysoki poziom, niektórzy robią wrażenie osobników jakby "z innej bajki" nie pasujących do końca do realiów wykreowanego świata. Na osobną wzmiankę zasługuje natomiast nieznana dotąd postać Mozaïk - intrygująca i obdarzona charakterem. Jedna z tych postaci, która, choć nie odgrywa pierwszoplanowej roli, napędza historię i nadaje jej charakterystycznego klimatu.
![]() |
Geralt (na górze) i utopiec (na dole) źródło |
![]() |
Bard Jaskier - najlepszy kumpel i źródło większości kłopotów Geralta. Widziany oczami grafików CD Projekt RED |
Dobrze jest zatem, czy jednak nie za bardzo? Nie jest to w żadnym wypadku "powrót króla", ani ideał, na który wielu czekało. Oczekiwania licznej rzeszy fanów (w tym również moje) były zresztą ogromne, co oczywiste, nie wszystkie z nich udało się Sapkowskiemu spełnić. Mimo to, trzeba jasno powiedzieć, że nawet wobec pewnych braków i fabularnych uproszczeń Wiedźmin. Sezon burz to wciąż kawał bardzo solidnej literackiej roboty, a dla fanów wiedźmina Geralta z Rivii pozycja wręcz obowiązkowa. Ujmę to tak: gdybym nigdy wcześniej nie miał styczności z wiedźmińską prozą, jako fan fantasy wystawiłbym nowej powieści Sapkowskiego notę oscylującą w okolicy 8/10. Jako wieloletni fan Sapkowskiego, który wcześniejsze przygody wiedźmina zna na wyrywki, daję 6,5/10. Jest dobrze, ale nie tak, żeby nie mogło być lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz