No i stało się, Ona wyjechała. Niby nie na długo, raptem półtora dnia, ale jednak! Niby nic w tym nie ma strasznego, odrobina samotności jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a ja lubię nieraz posiedzieć sam ze sobą. Cały "problem" polega na tym, że Ona - moja luba - wyjechała ze swoją firmą na wyjazd integracyjny.
A jakie rewelacje słyszy się na temat takich imprez, nikomu tłumaczyć chyba nie muszę.
A jakie rewelacje słyszy się na temat takich imprez, nikomu tłumaczyć chyba nie muszę.
Wyjaśnić należy jedną rzecz - ja absolutnie nie jestem zazdrosny (facetom ponoć nie wypada, facet ma być twardy i pewny swego). Poza tym naprawdę ufam mojej mojej małżonce.
Ja tylko za grosz nie mam zaufania do tych wszystkich jegomościów, którzy będą ją tam otaczać! Ale nic, jak się rzekło nie jestem zazdrosny. Dzisiaj wieczorem Ona ma mieć kolację w stylu "wygodna elegancja". Cokolwiek to znaczy. Zresztą, czy ktoś kiedyś słyszał o ubraniu, które byłoby jednocześnie wygodne i eleganckie? Wcześniej mają być jakieś gry i zabawy integracyjne, ponoć ma być strzelanie z łuku. Nie jestem zazdrosny.
Kadr z fatalnego filmu "Wyjazd Integracyjny"
A tak czysto teoretycznie... Gdybym jednak trochę był? To chyba nic złego, co? W sumie mąż chyba powinien być o swoją małżonkę nieco zazdrosny. Co by z faceta inaczej był za facet, gdyby było mu obojętne co i z kim robi jego żona/narzeczona/dziewczyna?
No cóż, mi obojętne nie jest, a to chyba zdrowy objaw.
I na tym poprzestańmy, zwłaszcza, że chyba już czas zadzwonić i spytać, co tam Ona ciekawego porabia... ;)
Była kiedyś piosenka o tym, że nie ma miłości bez zazdrości... Zdrowy objaw, jeśli się nad tą zazdrością panuje oczywiście ;)
OdpowiedzUsuń[moim starannie strzeżonym sekretem jest to, że też czasem jestem troszkę zazdrosna] :)
Ja bywam na takich wyjazdach i mąż zawsze jest zazdrosny, ale jak zawsze mu powtarzam nie potrzebnie.
OdpowiedzUsuń