czwartek, 29 sierpnia 2013

keep-fit: Motywacja

Dzisiaj jest dziesiąty dzień mojej diety. Z tej okazji przybliżam Wam moje siły napędowe i motywację do działania.


1. Dokładnie rozpisane posiłki na każdy dzień.
Dzięki wcześniej ustalonym posiłkom nie błądzę, nie muszę na bieżąco kombinować. Za to dzień wcześniej przygotowuję sobie większość posiłków na następny dzień lub przynajmniej upewniam się, że mam odpowiednie produkty. Trzymanie się planu motywuje i działa pozytywnie na samoocenę. 



2. Posiłki o stałych porach dnia.
Staram się, aby posiłki były w równych odstępach czasu. Nie zawsze jest idealnie, ale jest lepiej niż było.

3. Drobne przyjemności.
Oczywiście tylko te dozwolone - dla urozmaicenia.

4. Wypisanie powodów, dla których chcę schudnąć.
Po to, aby pamiętać o tym, że dążenie do schudnięcia nie jest chwilowym widzimisie ani spontanicznym wymysłem, tylko świadomą, przemyślaną decyzją. 
W podpunktach wypisałam zarówno pozytywy sytuacji, w której już będę piękna i szczupła, jak i negatywne strony obecnej sytuacji, a w przyszłości może i gorszej.

5. Nagrody za osiągnięte cele.
Wyznaczyłam sobie główny cel, do którego będę dążyć, podzieliłam go też na pomniejsze cele. Za dobrnięcie do każdego małego celu zostanę przez siebie w jakiś sposób nagrodzona - tylko nie wymyśliłam jeszcze jak. Może ktoś ma jakiś pomysł? 

6. Motywacyjne ubrania.
To ubrania obecnie nienoszone z oczywistych względów.
Szczególnie do dalszych działań motywuje mnie delikatna, granatowa sukienka z zeszłego roku i nieco za ciasny żakiet, który kupiłam w zeszłym tygodniu (myślę, że już na jesieni będzie na mnie idealny). Zestaw ten wymownie wisi na drzwiach naszej sypialni.

7. Dziennik.
Prowadzę dziennik wagi - na kartce mam tabelkę z rozpisanymi dniami do końca grudnia. Na razie codziennie zapisuję wagę, ale w przyszłości ograniczę się do zapisów co 3-4 dni. Co każde dwa tygodnie wpisana jest waga, jaką chciałabym w tym czasie utracić - obok jest miejsce na wpisanie stanu faktycznego. 
Zaznaczam też, w które dni byłam na siłowni, czy wzięłam chrom i błonnik, które codziennie łykam, zapisuję godziny posiłków, a w pracy odhaczam ilość wypitej wody (mierzę ją kubkami).
Można powiedzieć, że mam siebie pod kontrolą, ale tylko w ten sposób może coś z tego wyjść. W tych sprawach dawanie mi przez samą siebie luzu nie kończy się najlepiej - jestem zbyt pobłażliwa i jem zgodnie z myślą "a co sobie będę żałować", a jednak później żałuję (zwłaszcza gdy ubrania nagle kurczą się w magiczny sposób). 

8. Zachcianki trzymane w ryzach.
Zapisuję je na komputerze w pliku "nadietne zachciewajki". Na razie są tylko trzy potrawy, ale z czasem na pewno będzie ich więcej. Po co to robię? Wbrew pozorom nie po to, żeby po osiągnięciu wymarzonej wagi rzucić się na te wszystkie potrawy, ale po to by o nich nie myśleć. Zapisane na listę przestają chodzić za człowiekiem.

9. Wizualizacja.
Wyobrażam sobie, jak będę wyglądała w przyszłości w różnych sytuacjach, co inni będą mi mówili, w co będę się ubierać, jak się będę czuć. 

10. Zdjęcia.
Oglądanie zdjęć z moich lepszych wizualnie czasów. Przez jakieś dwa miesiące w ciągu ostatnich kilku lat wyglądałam naprawdę spoko, podobał mi się ten stan.

11. Metamorfozy.
Oglądanie w Internecie zdjęć osób, które wzięły się za siebie i schudły. Zdjęcia przed/po innych osób dają kopa i uruchamiają u mnie myślenie typu "coo, ja nie dam rady? jeszcze pokażę na co mnie stać! skoro dziewczyna o wiele grubsza ode mnie mogła przeistoczyć się w zgrabną laskę, to ja też potrafię!".  

12. Pamięć o sytuacjach, w których przez wagę czułam się źle i niekomfortowo.
Nie jest trudno o tym zapomnieć, bo wciąż się tak czuję w różnych sytuacjach.

13. Wsparcie bliskich osób.
Niewiele osób z mojego życia wie o tym, co kombinuję. Ci, którzy wiedzą, wspierają, zwłaszcza mąż, którego zasługi - dobre słowo, doping, pomoc w logistycznych aspektach diety - są nieocenione.

14. Błysk w oku ukochanej osoby.
Bezcenne i warte wielu wyrzeczeń!

Jednocześnie cały czas pracuję nad przestawieniem się na inne myślenie. Muszę sobie uświadomić, że trzeba na stałe zmienić styl żywienia, raz na zawsze. Nie chodzi o to, aby stale być na diecie, ale o to, by będąc już po diecie jeść bardziej świadomie i zrezygnować z tego, co nie przynosi korzyści, a wręcz szkodzi.
Nie chcę wracać do poprzedniej normy. Chcę sprawić, abym mogła o innym niż dotychczas stylu życia i jedzenia mówić, że to jest moja norma. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz