sobota, 30 listopada 2013

Muzyczne wyzwanie - 30 days song challenge

Ona: Widząc u Kreatywy wyzwanie 30 days song challenge, od razu postanowiłam, że my również weźmiemy w nim udział. Co prawda On się trochę przed tym zapierał, twierdząc, że nie zna aż 30 piosenek, z czym oczywiście przesadzał, ale oto jesteśmy z naszym zestawieniem. 
On: Nie powiem, takie blogowe  zabawy to fajna sprawa, ale ta konkretna chyba nie jest do końca dla mnie. Mówiąc oględnie, muzyka nie pełni w moim życiu jakiejś szczególnie istotnej roli, ani nie towarzyszy mi w przełomowych momentach życia. A obawa, czy znam dostatecznie dużo utworów wcale nie jest taka nieuzasadniona, jak mogłoby się wydawać. No ale jakoś się udało, tu i ówdzie nagiąłem nieco zasady zabawy, ale jak wiadomo po to właśnie są zasady, żeby je naginać. Zapraszamy!

środa, 27 listopada 2013

Na czasie 27.11.2013

Co prawda na naszym blogu panowała ostatnio cisza i spokój (a raczej zastój i stagnacja...), nie znaczy to jednak, że i u nas nic się nie działo. Wręcz przeciwnie, działo się, i to sporo. Zarówno w życiu prywatnym (zbliżająca się wielkimi krokami przeprowadzka!), jak i - nazwijmy to - kulturalnym. O tym pierwszym zapewne będziecie mogli poczytać w bliższej lub dalszej przyszłości, o tym drugim - już teraz. Zapraszamy na najnowszy odcinek Na czasie, czyli kulturalne podsumowanie naszego listopada! Miłej lektury!





niedziela, 24 listopada 2013

Voice of Poland - półfinał

Oglądacie może "Voice of Poland"? Wczoraj TVP2 wyemitowała przedostatni, półfinałowy odcinek.
Mam świadomość, że to, co się dzieje w programie, jest w większości ustawione, co nie przeszkadza mi cieszyć się słuchaniem bardzo dobrze zaśpiewanych piosenek w ciekawych aranżacjach. Zdarzają się wykonania wręcz rewelacyjne, co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę doświadczenie i profesjonalne zajmowanie się muzyką przez większość uczestników. 
Moje faworytki, Joanna Smajdor i Maja Lasota, odpadły w przedostatnim odcinku, a ostatnia, która się uchowała w programie, Olga Janowska - właśnie w tym wczorajszym. 
Co do jury - męska jego część jak zwykle jest na poziomie. Natomiast zarówno w tej edycji, jak i w poprzedniej, jurorki zachowują się dziwnie. Sadowska i Górniak często płaczą, przeklinają formułę programu albo "spontanicznie" wbiegają na scenę, choć pewnie po części takie mają odgórnie narzucone wymogi, coby jakoś program urozmaicić i wpleść weń jakieś działania poza śpiewaniem.  
O prowadzących, skądinąd sympatycznych, nie ma nawet co wspominać, ich żarty i komentarze wczoraj były jeszcze bardziej żenujące niż zwykle. Pewnie za tydzień, z okazji finału, jeszcze bardziej się rozkręcą. 
Finał powinien wygrać Arek Kłusowski, bo śpiewa rewelacyjnie, ale jeśli wygra Franciszek, też będzie ok. Byle nie Ziółko, który mimo dobrze dobieranego repertuaru nie zrobił na mnie pozytywnego wrażenia, pogłębiając to tylko słabym, a w każdym razie dość przeciętnym, wykonaniem "Pride" U2. 

Polecam poniższe wykonania - dziewczyn, którym kibicowałam. Piękne!!







sobota, 23 listopada 2013

O anime słów kilka*

Ghost in the Shell
Nigdy nie byłem fanem mangi ani anime. Oczywiście, jak dla większości dzieciaków wychowanych w latach 90, obowiązkowym punktem dnia było dla mnie popołudniowe pasmo chińskich i japońskich bajek emitowanych na  Polonia 1! Doprawdy nie wyobrażam sobie dzieciństwa bez Kapitana Tsubasy czy Yattamana. Ta sympatia nie przełożyła się jednak nigdy na poważniejsze zainteresowanie tematem, a mój kontakt z anime urwał się na długi czas, wraz z końcem popularności i dostępności Polonii 1 w moim regionie.

środa, 20 listopada 2013

keep-fit - jak cię widzą, tak cię piszą

Nie od dzisiaj wiadomo, że jak cię widzą, tak cię piszą, o czym ostatnio przekonuję się ze zwielokrotnioną mocą. Poniżej garść moich egocentrycznych przemyśleń.


Moje odchudzanie przyniosło oczekiwane rezultaty. Wyglądam inaczej, czuję się inaczej. Co prawda nie jest to jeszcze wersja finalna, ale zdecydowanie lepsza niż ta chociażby z sierpnia i coraz bliższa założonym przeze mnie celom. Nareszcie patrząc na swoje odbicie w lustrze nie mam ochoty płakać, a poranny wybór ubrania nie urasta do rangi problemu, bo nie muszę już tuszować niechcianych kilogramów, nie muszę też z rezygnacją i desperacją przeszukiwać szafy, aby znaleźć ostatnie ubrania, w które jeszcze mogę się dopiąć. 
Codziennie zauważam, że współpracownicy zachowują się wobec mnie zupełnie inaczej niż te trzy - cztery miesiące temu. Ludzie podchodzą do mnie z większą sympatią, otwartością, częściej mnie zagadują na korytarzu czy w kuchni, są bardziej skłonni do udzielenia mi pomocy w różnych sytuacjach (nie tylko mężczyźni, choć jest ich w firmie zdecydowana większość). Szybciej załatwiam różne rzeczy i rozwiązuję problemy, które są zależne od wkładu innych.  
Nie jest tajemnicą, że osoby grube zazwyczaj postrzegane są przez społeczeństwo jako leniwe, niezadbane, bez energii do życia, raczej odpychają niż przyciągają do siebie ludzi. Są wyjątki, jak wszędzie, ale to tylko wyjątki. Szczupli zawsze mają lepiej, a jeśli ktoś wam mówi, że jest inaczej, to mu nie wierzcie. Byłam po obu stronach barykady i doświadczałam tego na własnej skórze. 
Nie twierdzę jednak, że jedynie wygląd miał wpływ na dostrzegane przeze mnie zmiany. 
Najpierw to ja stałam się bardziej otwarta na świat, aby otaczający mnie świat mógł otworzyć się na mnie. Wraz ze zmianą wyglądu zmienił się mój sposób bycia. Wcześniej, nie tak dawno temu, źle się czułam sama ze sobą i jestem pewna, że to było widać. Złe samopoczucie i niska samoocena rzutowały na zachowanie, sprawiając, że byłam wycofana i nieśmiała w kontaktach z innymi, niepewna swego. Mimo moich starań wygląd i waga mnie ograniczały. Kiedy osiągnęłam swoje cele i odzyskałam wygląd, w którym czuję się sobą, stałam się pewna siebie. Czuję się lekko, swobodnie, wiem, że mogę wszystko. Mam poczucie, że mam wielki wpływ na swoje życie i że kształtuję je wedle własnych upodobań. 
Po tym mimowolnym poddaniu się temu ciekawemu eksperymentowi socjologicznemu, na pewno nie uwierzę nikomu, kto będzie wygłaszał herezje takie jak ta, że wygląd o niczym nie decyduje i nie wpływa na relacje z ludźmi czy ta, że liczy się tylko wnętrze, a to co najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
Może i najważniejsze, ale nie jedyne. Świat odbieramy głównie wzrokiem, więc to co widzimy wpływa na to co myślimy, jak oceniamy rzeczywistość, jakie decyzje podejmujemy i jak się zachowujemy. Od tego się nie ucieknie, nie warto z tym walczyć. 
Tak więc, reasumując powyższy wywód, nikt mi teraz nie wmówi, że czarne jest czarne, a białe jest białe ;-)
Cieszę się bardzo, że opamiętałam się w odpowiednim momencie i wzięłam się za siebie, bo nie lubię tej mało energicznej, wycofanej osoby, którą byłam mając nadwagę i z którą codziennie musiałam się męczyć. Nie udałoby mi się to bez ogromnego mężowskiego wsparcia, którego On hojnie udzielał mi na każdym etapie diety, poczynając od planowania i przygotowywania się do reorganizacji życia, poprzez robienie mi zakupów i gotowanie różnych potraw, na zachwycie i błysku w oczach kończąc. 

Komunikat specjalny

Uwaga! Mam dla wszystkich odwiedzających naszego bloga specjalny komunikat.
Wbrew pozorom wcale go nie porzuciliśmy.
Nie pisaliśmy już od długiego czasu, ale mieliśmy swoje powody.
Ostatnio nawarstwiło nam się trochę spraw do ogarnięcia - załatwianie spraw urzędowych i formalności, sprawy rodzinne, badania lekarskie moje i Onego, do tego siłownia, która zabiera mi coraz więcej czasu (głównie przez niezbyt szybkie dojazdy komunikacją miejską...).
Na razie nie zapowiada się, aby nasze życie miało zwolnić tempo.
Przełom listopada i grudnia upłynie nam pod znakiem przeprowadzki (na szczęście zostajemy w obecnej okolicy), więc również z czasem i weną do pisania może być, delikatnie mówiąc, różnie.
Nie zapominajcie jednak o nas, jako i my o Was nie zapominamy. Najlepsze dopiero przed nami :-)