sobota, 25 stycznia 2014

Top 10: Gry komputerowe


Oto i kolejny odcinek zabawy pod "niewiele" mówiącym tytułem Top 10! Tym razem, podążając za Kreatywą, przedstawiamy wam, drodzy Czytelnicy, naszych dziesięć ulubionych gier komputerowych. Zapraszamy!

On: Pamiętacie może moi drodzy, jak przy okazji zabawy Muzyczne wyzwanie - 30 days song challenge, miałem problem z wytypowaniem dostatecznej liczby utworów, a Ona twierdziła, że przesadzam? No to tym razem karta się odwróciła! :) Tak czy inaczej, pomimo pewnych obiekcji z jej strony, drobnych sugestii, że przecież ona nie gra w "poważne" gry i nie zna wystarczającej ilości tytułów, udało nam się dojść do porozumienia. W związku z tymi drobnymi trudnościami, każde z nas zaprezentuje wam po pięć gier, które w sposób szczególny zapadły nam w pamięć (choć nie będzie mi łatwo zamknąć się w tak krótkiej liście!). Kolejność na liście pięciu wybranych jest zupełnie przypadkowa. Zaczynamy!


środa, 22 stycznia 2014

Wiedźmin. Sezon Burz - nie-recenzja

Kiedy zabierałem się za czytanie Sezonu Burz pióra Andrzeja Sapkowskiego, byłem pełen obaw. To zresztą mało powiedziane, ja zwyczajnie się bałem! Bałem się, że (przepraszam za banał) czar, który rzuciła na mnie "wiedźmińska" proza Sapkowskiego i pod którego działaniem pozostaję od wielu już lat, pryśnie jak mydlana bańka, a sam wiedźmin stanie się tylko kolejnym, przeciętnym bohaterem, jakich pełno w polskiej literaturze fantasy. Od razu rozwiewam wątpliwości, tak się - na całe szczęście - nie stało. Geralt, choć być może nie jest w życiowej formie, wciąż pozostaje postacią, z którą pozostali książkowi bohaterowie muszą się liczyć.

niedziela, 19 stycznia 2014

keep-fit: Gotowanie

Co zrobić, kiedy trzyma się ścisłą dietę, a pojawia się ochota na coś smacznego? Najlepiej ugotować coś smacznego innym! Ostatnio odkryłam, że lubię gotować, a karmienie innych sprawia mi niekłamaną radość. To zaskakujące nawet dla mnie samej, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak było u mnie z gotowaniem jeszcze kilka lat temu. Mieszkając w domu pomagałam mamie przy przyrządzaniu różnych potraw i pieczeniu ciast, ale raczej nie robiłam ich samodzielnie od początku do końca. Gdy wyjechałam na studia w wieku 19 lat, byłam typowym słoikiem i w ramach obiadu odgrzewałam na patelni dania zrobione przez rodziców (lub rodziców moich współlokatorek) albo chodziłam na uczelnianą stołówkę. To się zmieniało dość powoli, gotowałam czasem jak On odwiedzał mnie na stancji, a rozkręciłam się w tej kwestii jak zamieszkaliśmy razem i, paradoksalnie, jak dwa lata temu przeszłam na dietę. Dopiero będąc na diecie zaczęłam przyrządzać sobie mięso, bo zostałam do tego zmuszona - miałam w rozpisce np. pieczony filet z kurczaka i nie miałam gdzie kupić gotowego, zrobionego w odpowiedni sposób. Aby zobrazować znaczenie tego postępu dodam tylko, że wcześniej uciekałam na widok leżącego w kuchni surowego mięsa ;-)

Teraz mamy własną kuchnię, a ja lubię w niej przebywać i gotować - inspiruję się znalezionymi w sieci przepisami, a czasem tworzę coś na bazie własnej kreatywności. Przez ostatni miesiąc przyrządziłam sporo nowych dań, co ciekawe - nawet ich nie próbując. Założyłam też sobie zeszyt kulinarny, w którym zapisuję przepisy z internetu, głównie z blogów kulinarnych oraz wklejam przepisy ze starych gazet. 
Nieprawdą jest to, co kiedyś myślałam - że mam do tego dwie lewe ręce i że brakuje mi cierpliwości. Powoli zaczęłam uczyć się metodą prób i błędów (czasem częściej błędów) i może po prostu trochę do tego dorosłam ;-) Grunt to się nie zniechęcać!

On (dopisek po jakimś czasie): Nie musisz próbować dań, które pichcisz, bo od tego masz przecież mnie! :) A tak ogólnie to ja bardzo popieram ideę rozwijania umiejętności kulinarnych, zwłaszcza że wszystkie te pyszności, które Ona przyrządza lądują potem na moim talerzu! Cieszę się też, że chociaż po części stałem się przyczyną powstania nowej pasji mojej małżonki. W końcu czuję się przydatny! ;) 

sobota, 18 stycznia 2014

keep-fit: Wyzwanie - plank

Ćwiczę regularnie - trening siłowy i kardio, a ostatnio nabrałam ochoty, żeby urozmaicić swoją stałą aktywność i podjąć jakieś fit-wyzwanie. Rozglądałam się w sieci za czymś ciekawym, na nic się nie decydując, gdy na jednej ze stron, którą od niedawna odwiedzam, pojawiło się właśnie takie wyzwanie. Podejmuję je! Dziś jest mój pierwszy dzień robienia ćwiczenia zwanego deską. Podobno wzmacnia ono mięśnie brzucha, ale też ramion, kręgosłupa i pośladków. Kilkadziesiąt sekund to nic trudnego, ale ciekawa jestem jakie będą moje odczucia w 30 dniu, przy 5 minutach w tej pozycji. 

Chciałabym również podjąć wyzwanie ograniczające tygodniową dawkę coli zero do jednej puszki albo chociaż dwóch. Wiem, jak szkodliwa jest dla zdrowia, ale jest mi trudno jej sobie odmówić, nieraz już próbowałam ograniczyć jej spożycie i póki co - klapa. Czaję się na to, żeby od poniedziałku wcielić w życie to wyzwanie. Może tym razem się uda (trochę bardziej) :-) 

środa, 15 stycznia 2014

Na czasie 15.01.2014

Witajcie w pierwszym noworocznym wydaniu naszego autorskiego kącika kulturalnego, czyli w swojskim Na czasie! Co prawda poniższe wydanie powinno pokazać się na blogu nieco ponad dwa tygodnie temu, czyli pod koniec grudnia, ale z różnych względów zaliczyliśmy (jak widać...) drobny poślizg. Mimo to zapraszam i ze wszystkich sił zachęcam do lektury!


poniedziałek, 13 stycznia 2014

Sezon 4 nadciąga! // "Game of thrones" is coming...

Czy wy też czekacie na nowy sezon "Gry o tron"? Nie ukrywam, że ja czekam na niego z niecierpliwością. Już 6 kwietnia HBO wyemituje pierwszy odcinek 4 sezonu! Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć jak przedstawiono wydarzenia z książki, a działo się dużo ciekawych rzeczy. 

Poniżej jest trailer, który pojawił się wczoraj wieczorem na HBO:

A tu piosenka, która się w tym trailerze pojawiła:

Ekscytuję się jakbym znów była nastolatką! Zupełnie tak jak wtedy, kiedy miałam 18 lat i szykowałam się na pierwszy chorzowski koncert U2... ;-) 

środa, 1 stycznia 2014

Nasze Sylwestrowe szaleństwa

On: Sylwestra świętować można jak wiadomo na różne sposoby. Niektórzy wybierają się na wytworne bale, inni wolą wprosić się do znajomych na domówkę, jeszcze inni preferują zbiorowe odmrażanie sobie najróżniejszych części ciała podczas podczas koncertów na świeżym powietrzu w centrum miasta.  Te opcje są ponoć najpopularniejsze*, ale oczywiście nie jedyne. Można też bowiem Sylwestra spędzać w domowym zaciszu, a Nowy Rok witać z "jedynką", TVN, albo tak jak my - z infekcją wirusową i chusteczkami do nosa.

Tak się bowiem złożyło, że chociaż byliśmy zaproszeni na pewną domówkę (tak, tak, my też mamy znajomych! ;)), moja piękniejsza połówka bezceremonialnie rozchorowała mi się na samego Sylwestra i o jakimkolwiek wyjściu musieliśmy zapomnieć. No ale nie ma tego złego! Jeśli bowiem ktokolwiek twierdzi, że w domu nie można dobrze się bawić i miło spędzić czasu, najwyraźniej ma nieodpowiednie towarzystwo.
Dobry film, jeszcze lepsze jedzenie i doborowe (choć jednoosobowe) towarzystwo, czegóż chcieć więcej? Chociaż w naszym przypadku były jeszcze dodatkowe atrakcje w postaci m.in. bójki za oknem.

Łosoś w cieście francuskim!
Trzeba przyznać, że pomimo choroby Ona nie spoczęła na laurach i postarała się, aby pod względem gastronomicznym nasz wspólny Sylwester zasługiwał na najwyższe noty. Domowa zupa cebulowa z roztopionym żółtym serem, łosoś zapiekany w cieście francuskim z cytrynowo-musztardowym sosem, do tego grzanki. Dodatkowo obowiązkowe czipsy i ciasteczka. Pycha! :) Ów wysiłek osobiście muszę docenić w dwójnasób (co najmniej!), a to ze względu na fakt, że wszystkie te pyszności były przygotowane tylko i wyłącznie dla mnie. Ze względu na utrzymywaną z żelazną konsekwencją dietę, moją piękniejsza połówka nie mogła (niestety) pomóc mi w konsumowaniu tych wszystkich dobrości. 
Zupa cebulowa! My preeciouuus...
Co do filmu, organ decyzyjny naszej rodziny orzekł, że ma to być coś "lekkiego, fajnego, być może obyczajowego". Wybór padł ostatecznie na romantyczno-dramatyczną komedię Kocha, lubi, szanuje  (w rolach głównych Ryan "jednak-jest-przystojny" Gosling oraz Emma Stone). No i było lekko, było fajnie i nawet dość obyczajowo. Chociaż na ogół raczej tego typu filmów nie oglądam, muszę przyznać, że bawiłem się naprawdę nieźle!

Wspominałem już o bójce za oknem? To była taka dodatkowa atrakcja, którą było nam dane oglądać (na szczęście ze słusznej odległości) do spółki z pokazem fajerwerków. Najwyraźniej jednemu z podpitych sylwestrowiczów nie spodobało się, że jego (najwyraźniej jeszcze bardziej wesoły) kolega rzucił w niego zapaloną petardą. No i tak jakoś od słowa, do słowa...sami rozumiecie. A że obaj mieli obok siebie jeszcze po kilku kolegów, cóż... było wesoło.

* Niepoparte kompletnie żadnymi badaniami.




Ona: Męczące jest chorowanie, co muszę przyznać w drugim dniu przeziębienia. Wczorajsze sylwestrowe szaleństwo tak mnie wyczerpało, że, aby móc odliczać do północy i godnie powitać nowy rok, musiałam udać się na półgodzinną drzemkę, zakończoną o 23.50. Dzięki tej regeneracji sił mogliśmy razem oglądać fajerwerki (które skończyły się dość szybko) oraz m.in. dwóch naprutych kolesi usiłujących dostać się do domu kogoś, kto najwyraźniej sobie tego nie życzył, a miał pecha zamieszkiwać mieszkanie na parterze - spór ten próbowali rozwiązać policjanci, z których połowa była kobietą i wyglądała trochę jak Xena, wojownicza księżniczka.

Muszę przyznać, że bardzo fajnie było na domowym sylwestrze we dwoje! Chyba z biegiem lat stałam się domatorką; połowę życia temu byłabym niezadowolona, że zostaję w domu w taką noc, a wczoraj cieszyłam się, że jesteśmy we dwoje i we własnym domu.

Przez moją słabą kondycję psychofizyczną niestety nie kultywujemy dziś naszej nieregularnej, acz miłej tradycji chodzenia w Nowy Rok do kina. Zaczęła się ona od "Madagaskaru 2", na którym byliśmy 1 stycznia 2009, przy czym ja występowałam w charakterze dziecka (ktoś musiał) ;-)


Życzymy wszystkim odwiedzającym naszego bloga i poczytującym notki spełnienia marzeń, dotrzymania noworocznych postanowień, jeśli takie robicie, samych pozytywnych zmian w życiu i radości każdego dnia!
Niech to będzie dla nas wszystkich dobry rok :-)