poniedziałek, 2 września 2013

Dwugłos: Wesela

Ona & On
Ona: Z racji tego, że w ostatni weekend szaleliśmy na weselu, postanowiliśmy napisać właśnie na temat przyjęć weselnych. 

Otóż ja jestem zwolenniczką wesel i bardzo lubię w nich uczestniczyć. Lubię przygotowania, oczekiwanie na ten dzień, a przede wszystkim lubię śluby z ich podniosłym i uroczystym charakterem. Na przysiędze lub kazaniu zawsze się wzruszam i mam łzy w oczach, nieraz przechodzą mnie też ciarki, zwłaszcza przy odpowiednim akompaniamencie muzycznym. W czasie życzeń zazwyczaj mnie zatyka i nie wiem co powiedzieć, nagle tracę głos i wszelką wenę. Łatwo się wzruszam, szczególnie jeśli to bliska mi osoba wiąże się z kimś na zawsze tak oficjalnie i przy wszystkich. 


Ona - zasznurowywana
Jak sięgam pamięcią wstecz, doliczam się ok. 12 wesel, na których dotychczas byłam, włącznie z moim własnym. Miesiąc przed naszym weselem usłyszałam od znajomego, który był już po drugiej stronie, że własne wesele zawsze jest najlepsze i tak też było w naszym przypadku. Uważam, że zorganizowaliśmy je z gustem, z sympatycznymi atrakcjami, z odpowiednią oprawą wizualną, a przede wszystkim z wielką radością! Gości było nieco ponad 60 - taka liczba gości okazała się jak dla nas optymalna do tego, aby swobodnie się czuć i dobrze się bawić. Chciałabym cofnąć się do tego dnia i przeżyć to wszystko jeszcze raz!

Dla mnie najważniejszy aspekt wesel to świętowanie i cieszenie się szczęściem innych! Miłe jest też jedzenie smacznych potraw, tańczenie (zwłaszcza teraz, gdy mam z kim), spotykanie się z
ludźmi, których się zna, a których często nie widuje się na co dzień.  Wesele jest też świetną okazją do robienia mnóstwa zdjęć. 
Co do negatywów to nawet jeśli coś mi się w jakimś weselu nie podoba, staram się skupiać na tym, co jest udane, dobrze się bawić i nie marudzić, żeby nie być dla kogoś uciążliwym gościem. Na blogu mogę jednak napisać również o tym, co mi się nie podoba. 

Być może się starzeję, ale z wiekiem coraz gorzej odnajduję się w tłumie. Na jednym z wesel, w których było nam dane uczestniczyć, było aż 220 osób! Dla mnie to jest ogrom ludzi i jeśli mam wybierać wolę wesela nie większe niż na 100 osób. 
Minusem może też być muzyka. Np. za głośna, do tego stopnia, że trzeba przy niej czytać z ruchu warg albo krzyczeć do siebie nawzajem, żeby się w ogóle ze sobą porozumieć. Zespół może fałszować, może grać inną muzkę niż to było umawiane przed weselem (podobnie było z naszym DJ-em...) albo może robić za długie przerwy. 
W razie wątpliwości - zdjęcie przedstawia bukiecik
Można trafić na natrętnych ludzi przy stoliku, takich którzy lubią na siłę alkoholizować otoczenie i uskuteczniać klasyczny już tekst "no ze mną się nie napijesz?" :) co na dłuższą metę jest męczące.   
Może się też zdarzyć, że towarzystwo jest drętwe i nie chce tańczyć ani rozmawiać. Najgorsza jest jednak sytuacja, w której państwo młodzi nie umieją się odnaleźć w swojej roli i np. kłócą się ze sobą w trakcie wesela (słyszałam niedawno o takim właśnie weselu). 
I od drugiej strony - sami mieliśmy dwójkę dość kłopotliwych gości, którzy trochę nam utrudniali zabawę na przyjęciu i nie doceniali naszych wysiłków, które podejmowaliśmy specjalnie dla nich. Zdarza się, że goście nie potrafią się zachować, ale to świadczy tylko o nich.    

Zazwyczaj jednak jest dobrze, a drobne niedociągnięcia zdarzają się każdemu. Niemożliwe jest też dogodzenie każdemu (tak jak powyższym znajomym - mimo wychodzenia im naprzeciw ostatecznie nie udało się ich choć w niewielkim stopniu zadowolić), zawsze znajdzie się ktoś, komu coś się nie spodoba. Ale to młodej parze ma się podobać, to jest ich dzień, który powinni spędzać tak, jak im się podoba, z wybranymi przez nich osobami.  
Cieszmy się, że ludzie się kochają i deklarują, że chcą ze sobą być do końca życia, bo to jest piękne, radosne i ze wszech miar warte świętowania!



On: Tak się jakoś złożyło, że przez ostatnich kilka miesięcy grono panien i kawalerów wśród znajomych moich i mojej  niewątpliwie piękniejszej połówki dość wyraźnie się uszczupliło. Co za tym idzie, mieliśmy okazję uczestniczyć w kilku weselach. Już na wstępie muszę zaznaczyć, że nigdy nie byłem zwolennikiem urządzania hucznych imprez weselnych, a cała towarzysząca takim imprezom otoczka wydawała mi się sztucznie pompatyczna i na ogół - mówiąc wprost - tandetna.

Zaobrączkowani
No ale jak to mówią: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Mój punkt siedzenia zmienił się - i to dość diametralnie - nieco ponad rok temu, wtedy to bowiem odbyło się moje własne wesele. Ja natomiast przekonałem się, jak strasznie dużo wysiłku należy włożyć w organizację całej tej imprezy i o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. 

A wszystko zaczęło się od naszego, pożal się Boże, didżeja. Podczas któregoś z kolei przedweselnego spotkania, kiedy po raz któryś już kłóciłem się z nim, że na swoim weselu nie życzę sobie disco-polo i przyśpiewek biesiadnych (a przynajmniej nie za dużo), z ust naszego "fachowca" padło stwierdzenie, które miało być niczym bomba atomowa zrzucona na Nagasaki - miało zakończyć spór raz na zawsze i zmieść całą moją argumentację za jednym zamachem. Otóż jak się dowiedziałem:


Wesele nie jest dla pary młodej. Wesele jest dla gości! Stąd też gusta i zachcianki młodych nie są tu najważniejsze.

Od tamtej pory minął już ponad rok, a ja muszę przyznać, że wciąż jest to jedna z większych głupot, jakie dane mi było usłyszeć. Moi drodzy, wybaczcie, ale jeśli wesele nie jest organizowane po to, żeby uczcić jeden z najszczęśliwszych dni w życiu dwójki młodych ludzi, to nie mam pojęcia po co się je organizuje. Być może brzmi to egoistycznie, ale mówi się trudno. Według mojej prywatnej definicji, to nie państwo młodzi są po to, żeby dogadzać gustom zebranych gości. To goście - najbliżsi przyjaciele i rodzina - są na weselu po to, aby świętować i dzielić radość świeżo poślubionej pary. 

Fachowy sprzęt do rozruszania wesela
Tak czy inaczej, to stwierdzenie sprawiło, że na wesela zacząłem patrzeć z nieco innej perspektywy. Dlaczego? Już wyjaśniam. Otóż tak bardzo starałem się wówczas, żeby nasze wesele to była impreza taka, jaką sobie z przyszłą jeszcze wtedy małżonką wymarzyliśmy. A więc bez wspomnianej w pierwszym akapicie tandety i sztucznego zadęcia. Ale dlaczego nie odwrócić sytuacji? Przecież gusta są różne i nie
mnie je oceniać! Inni organizują wesela na swoją modłę i jestem pewien, że starają się przy tym nie mniej, niż my się staraliśmy. I to jest właśnie sedno sprawy. Jeśli u kogoś na weselu przygrywają przyśpiewki biesiadne przeplatane z największymi hitami legendarnego już zespołu "Boys", to wcale nie musi być schlebianie na siłę gustom innych! Przecież jeśli ktoś na swoim weselu wymarzył sobie mieć taką właśnie, a nie inną muzykę, to dlaczego u licha nie?

Zapraszając na wesele gości, obdarza się ich pewną dozą zaufania. Zaufania na tyle dużego, że chce się dzielić z nimi radość jednego z najważniejszych dni w życiu i liczyć, że nie zostanie się za to wyśmianym (czy to otwarcie, czy za plecami) z powodu chociażby gustu muzycznego. Dlatego też zresztą, według mnie, na wesele powinno się zapraszać jedynie ludzi życzliwych i najbliższych sobie.

Prawda, że proste i logiczne? A jednak ja, żeby zrozumieć tą oczywistość, potrzebowałem przejść przez własne wesele i całą jego organizację. Cóż, wygląda na to, że aby niektóre rzeczy pojąć, trzeba je po prostu przeżyć.

PS. Cały materiał fotograficzny zawarty w tej notce, to nasze prywatne zdjęcia ze ślubu i przyległości :)
PS II. Tradycyjnie już - przed opublikowaniem notatki nie czytaliśmy nawzajem swoich wpisów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz