sobota, 7 września 2013

Bye, bye mundial...

Remis z Czarnogórą oznacza dla naszej piłkarskiej reprezentacji koniec marzeń o mundialu, trzeba to sobie powiedzieć jasno i wyraźnie. Jak znam życie, już wkrótce dowiemy się z mediów, że "jeśli San Marino ogra Anglię 8:0, a ustawienie planet będzie sprzyjające, to będziemy mieć jeszcze matematyczne szanse...". Otóż nie. Nie ma się co oszukiwać, szans już nie ma. A szkoda, bo Czarnogóra była wczoraj do ogrania. A ja naprawdę chciałem zobaczyć chłopaków na boiskach Rio de Janeiro.

No ale mówi się trudno i żyje się dalej, jak powiedział poeta. Teraz należy z tej niewesołej sytuacji wyciągnąć wnioski. Równie dobrze można zacząć już w tej chwili. 


Piotr Zieliński po golu w meczu z Danią
Podobno wszelkie oceny należy zawsze zaczynać od pozytywów, tak więc - po pierwsze, trzeba przyznać, że w tej chwili gra chłopaków może się podobać. W stosunku do zremisowanego spotkania z Mołdawią w czerwcu, czy nawet sierpniowej wygranej przeciwko Danii, w grze "Biało-czerwonych" widać wyraźną poprawę. Akcje są (na ogół...) składne, zazębiają się. Jasne, wciąż brakuje precyzji i "ostatniego podania", ale przynajmniej widać jakiś pomysł na rozegranie! Ponadto końcu doczekaliśmy się zawodników, którzy potrafią wykreować sytuację pod polem karnym rywala - mówię tu o młodym Piotrku Zielińskim i Mateuszu Klichu, który fantastycznie odrodził się po ponad półtorarocznej stracie czasu w niemieckim Wolfsburgu. Tych dwóch zawodników to niewątpliwe odkrycie tych eliminacji. Są kreatywni, przebojowi i nieźli technicznie, a to wśród naszych piłkarzy nieczęsta cecha.  

Zauważyliście, że piszę o plusach wyłącznie w kontekście gry ofensywnej? No właśnie... Co tu dużo mówić, defensywa, to istna tragedia. Czarnogórcy ogrywali Glika i Szukałę jak chcieli. Obrona zawsze była słabym punktem drużyny, ale na to co nasi defensorzy wyprawiali wczoraj patrzyłem z mieszaniną strachu i dość niepokojącej fascynacji - ostatecznie takie popisy nieporadności nieczęsto się ogląda. Poza tym, zauważyliście pewną tendencję? Otóż od kilku spotkań mamy do czynienia z pewnym schematem - reprezentacja zaczyna mecz z werwą, kreuje grę i stwarza sytuacje podbramkowe. A kiedy wydaje się, że kontrolujemy grę i tylko parę chwil dzieli nas od wyjścia na prowadzenie - tracimy gola. Dodajmy, że najczęściej w idiotyczny sposób. Nie mam pojęcia co jest tego przyczyną, i pewnie nigdy się nie dowiem. Wiem natomiast, jak frustrująca dla mnie, jako kibica, jest taka sytuacja...

Jak to zwykle po przegranych eliminacjach bywa, następnym tematem, jaki zagości już wkrótce w mediach, będzie przyszłość trenera Fornalika. I odwieczny w tego typu sytuacjach dylemat - obarczyć całą wina za porażkę i wywalić na zbitą buźkę (jak to mamy w zwyczaju), czy mimo porażki, pozwolić dalej pracować z reprezentacją. Sytuacja, według mnie, nie jest taka prosta... Mówi się, że Polska to kraj ekspertów, mamy ich 40 milionów w każdej możliwej dziedzinie. Ja nigdy ekspertem się nie czułem, również w kwestii reprezentacji. Tym niemniej, jak każdy, mam swoje zdanie. Otóż według mnie, najgorsze co można zrobić w takiej sytuacji, to zareagować impulsywnie i bez przemyślenia sprawy. Należy pamiętać, że choć na Mistrzostwa Świata już nie pojedziemy, to wciąż mamy eliminacje do dogrania! A w nich spotkania tak interesujące jak choćby wyjazdowy mecz z Anglią.

Prawda jest taka, że o wiele łatwiej zniszczyć czyjąś pracę, niż samemu coś stworzyć. Dlatego właśnie, gdybym ja miał decydować, pozwoliłbym trenerowi Fornalikowi dograć te eliminacje, choćby po to, żeby zobaczyć czy kadra będzie rozwijała i kształtowała swój styl. Czy pomimo porażki będzie potrafiła zagrać na odpowiednim poziomie. Jeśli tak, to czemu nie, pozwólmy obecnemu trenerowi pracować dalej w spokoju, monitorując jednocześnie czynione przez drużynę postępy. Jeśli jednak pozostałe mecze eliminacyjne pokarzą, że drużyna "poszła w rozsypkę", to decyzja będzie oczywista. Przy czym osobiście nie bawiłbym się w zatrudnianie kolejnych trenerów z naszego podwórka, tylko ściągnął kogoś z uznanym nazwiskiem. Uważam że byłoby warto, nawet pomimo zapewne nieco większych kosztów.

I jeszcze dwa słowa o wczorajszym meczu i tym, jak nasi fani piłki kopanej zareagowali na remis.

Robert Lewandowski i piłka
We wczorajszym spotkaniu, reprezentacja pokazała atrakcyjny futbol, z tym jak sądzę zgodzi się każdy. Mi natomiast zaimponował szczególnie jeden piłkarz - Robert Lewandowski. Muszę przyznać, że nigdy nie byłem fanem talentu Roberta. Kiedy parę lat temu dopiero wchodził do reprezentacji (grając jeszcze w Lechu Poznań), uważałem że to kiepskie posunięcie kadrowe i na szpicy kadry wolałem oglądać Pawła Brożka, który wydawał mi się o wiele szybszy i zwrotniejszy. Cóż, dziś bije się w pierś. Nie chodzi mi nawet o umiejętności Lewandowskiego, choć są zdecydowanie nieprzeciętne, ale o jego charakter. Cała ta podsycana przez media wyliczanka, od iluż to godzin "Lewy" nie zdobył gola w kadrze. Rozprawy o jego rzekomym braku zaangażowania i "olewaniu" drużyny narodowej, wreszcie gwizdy od własnej publiczności. Jedna wielka bzdura. Zdajecie sobie sprawę, jaką presję nakłada taka sytuacja na zawodnika? Jasne, w Borussii tez gra pod presja, ale tam po swojej stronie ma przynajmniej kibiców własnego zespołu. Nikt ponadto jakoś nie kwapił się, żeby zauważyć, jak wielką rolę Lewandowski pełnił zawsze w rozegraniu naszego zespołu. Mimo to, "Lewy" strzelił wczoraj piękną bramkę. Dodam też, że z dużą satysfakcją oglądałem sposób w jaki Robert zamanifestował radość po strzelonym golu - mówię tu o chwili, kiedy przyłożył palec do usta, uciszając wiwatujące trybuny. Myślę, że każdy wie, do której części "kibiców" skierowany był ten gest.

Na koniec jeszcze moje drobne spostrzeżenie co do kibiców i ich reakcji na remis, a ściślej na decyzje, jakie sędzia podejmował wczoraj podczas spotkania. Od jakiegoś czasu pisuje w miarę regularnie na sportowym forum jednego z bardziej znanych polskich portali. Jak nietrudno się domyślić, po meczu forum zalała fala komentarzy krytykujących decyzje podejmowane wczoraj przez sędziego liniowego. Nic dziwnego, nieuznana bramka, nie podyktowany rzut karny i kilka innych kontrowersyjnych decyzji przeciwko naszej drużynie musiało wywołać poruszenie.
Co ciekawe, już kilka chwil później przez forum przetoczyła się kolejna fala postów - tym razem krytykujących osoby, które... skrytykowały sędziego. Argument był jeden (pisany w mniej lub bardziej obraźliwy sposób), a sprowadzał się do stwierdzenia, że: przecież mogli strzelić przez te 90 minut kilka bramek i nie byłoby kontrowersji na koniec.  Muszę przyznać, że nie do końca rozumiem tą sytuację. Czy to oznacza, że kiedy sędzia myli się na niekorzyść "Biało-czerwonych" to znajduje się pod specjalną ochroną i nie wolno go krytykować? Dziwnym trafem sytuacja wygląda zgoła inaczej, gdy mecz toczą inne drużyny. Kiedy na przykład sędzia popełni błąd w meczu, dajmy na to Barcelony z Realem, oburzenie internautów jest takie, że klękajcie narody! Kiedy gra reprezentacja, sytuacja jest zgoła odmienna. Jak już mówiłem, nie rozumiem.

Żeby nie było, w pełni zgadzam się ze stwierdzeniem, że przez te 90 minut było aż nadto okazji aby w ramach polskiej gościnności poczęstować Czarnogórców kilkoma bramkami. Tyle, że w futbolu nie zawsze wszystko idzie tak jak się zaplanuje i czasem trzeba mieć szczęście. Trzeba uczciwie stwierdzić, że my nie mamy go prawie nigdy. Nawet jak już jakimś cudem wepchniemy piłkę do bramki to najczęściej i tak nam tej bramki nie uznają (patrz rewanżowy mecz Legii ze Steauą).

Na pocieszenie po porażce - bramka Lewandowskiego z meczu z Czarnogórą:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz