niedziela, 20 października 2013

keep-fit (not fat): Kryzys

Stało się. Dopadł mnie pierwszy dietetyczny kryzys.

Zaczęła mnie nudzić dość monotonna dieta, z powtarzającymi się produktami (tym, co powtarza się najczęściej, jest kurczak, jogurt naturalny i warzywa mrożone), konieczność wypijania sporej ilości wody, późne powroty do domu co najmniej dwa razy w tygodniu (a najczęściej trzy) przez treningi, na które jeżdżę prosto po pracy.
Co prawda czuję się ze sobą coraz lepiej, do łask powracają kolejne ubrania, które niedawno były zbyt opięte lub wręcz niemożliwe do założenia, w sklepach do mierzenia wybieram już mniejsze rozmiary ubrań, ale wyraźnie odczuwam chwilowy spadek motywacji i z obawą myślę o przyszłości - o tym, jak uda mi się utrzymać wagę po zakończeniu diety, bo w tej chwili mam ochotę dosłownie rzucić się na jakąś bombę kaloryczną, im bardziej niezdrową tym lepiej. Jednak nie robię tego, z szacunku do samej siebie i do tego, co osiągnęłam przez te pełne wyrzeczeń i samodyscypliny dwa miesiące diety.

Najłatwiej było nigdy nie tyć i utrzymywać ten piękny stan rzeczy, ale niestety jedzenie sprawia mi przyjemność, w złych chwilach poprawia nastrój i jest miłym sposobem spędzania czasu kiedy jestem sama ze sobą... Z czasem zupełnie niepotrzebnie zaczęło się odkładać. Mój organizm, zdezorientowany licznymi dietami stosowanymi naprzemiennie z nadrabianiem tych strasznych czasów, kiedy mi nic nie można, nie reaguje na zwyczajne zdrowe odżywianie, dlatego musiałam podjąć bardziej radykalne środki.

A teraz, zamiast szukać w sobie motywacji, przeglądam tumblry poświęcone pięknie podanemu, apetycznemu jedzeniu i tak sobie scrolluję te naleśniki, pizze i ciasteczka (choć teraz ucieszyłby mnie nawet najzwyklejszy na świecie schabowy z ziemniakiem i mizerią), ale jutro spinam pośladki (coraz mniejsze), lecę na siłownię (mam nadzieję, że pełna werwy i energii), a w ramach nagrody za osiągnięcie drugiego celu odchudzania wynajduję sobie jakiś pachnący, relaksujący masaż, na który się zapiszę, o. 
 

2 komentarze:

  1. Każdy kryzys trzeba przetrzymać, nie ma innego wyjścia, bo szkoda potem niweczyć swoje dotychczasowe wysiłki. Dwa miesiące to już naprawdę dobry wynik, oby tak dalej! Ja przeszłam już z redukcji na utrzymanie, czyli teoretycznie mogę sobie na więcej pozwolić, ale to trochę złudne - baaardzo łatwo się w tym zatracić i przeholować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Otóż to, na kryzys nie ma innego sposobu jak go przeczekać. Trzeba się dalej pilnować.
    A długo byłaś na redukcji? Co dobrego jesz na utrzymaniu?
    Moją dietową ulubioną potrawą jest sałatka z sałaty lodowej, pomidora i gotowanego kurczaka, z oliwą i sokiem z cytryny :)
    Dobrze znam z własnych doświadczeń takie przeholowania, niestety. Zaraz po wyjściu z diety bardzo się pilnuję i czasem nieśmiało coś skubnę, ale ta nieśmiałość po niedługim czasie mija ;)

    OdpowiedzUsuń