sobota, 15 lutego 2014

Na czasie 15.02.2014

Ona: Przed wami kolejne podsumowanie tego, co obecnie czytamy, oglądamy i słuchamy, czyli uaktualnienie naszego kulturalnego kącika "Na czasie". Zapraszamy do czytania :)
On: Dodajmy, że część z nas (dokładnie 50%) w tym zestawieniu uwzględnia też rubryczkę gram! Jeszcze jedno zdanie pozwolę sobie wtrącić na wstępie. Spotkałem się mianowicie z opinią, że nasze posty są zbyt długie, więc nie są przyjazne dla czytelnika. Pozwolę sobie tylko stwierdzić, że na niektóre tematy warto pisać nieco dłużej, pokładam też wiarę w naszych czytelników, że nie straszny im tekst nieco dłuższy niż cztery zdania na krzyż :) No a teraz zapraszam już do czytania!



Ona
Czytam:
Skończyłam oficjalnie sagę "Pieśń Lodu i Ognia", a przynajmniej to, co się do tej pory ukazało i teraz z utęsknieniem czekam na szósty tom - "The Winds of Winter", albo chociaż, póki co, na jakieś wzmianki o tym, kiedy tom ma się ukazać. Do tej pory myślałam, że Martin ma chociaż jakiś plan wszystkich wydarzeń, jakie mają nastąpić w obu kolejnych tomach, ale zupełnie niedawno przeczytałam bardzo ciekawy wywiad, w którym mówił, że nie tworzy bardzo dokładnych planów i że często, nawet jeśli coś zaplanuje, to jego bohaterowie nie chcą się go słuchać i podejmują zgoła inne decyzje. Twierdzi, że sam nieraz bywa zaskoczony rozwojem sytuacji. Mam zatem nadzieję, że zdąży dopisać sagę do końca, bo gdyby coś mu się stało, to nawet jakiś szkic powieści niewiele by dał. 
Plakat inspirowany cytatami
z "Gwiazd naszych wina"
Od męża dostałam "Rycerza Siedmiu Królestw" - powieść Martina, osadzoną w klimatach "Pieśni Lodu i Ognia" i zamierzam zacząć czytać ją na dniach :)
Przeczytałam "Gwiazd naszych wina" Johna Greena - wyjątkową powieść o nastolatce chorej na raka. Sięgając po nią zupełnie się nie spodziewałam, że poruszy mnie i wywoła tyle emocji. Książka jest napisana dla młodzieży, ale myślę, że warto ją przeczytać również nie mając już nastu lat. Jest mądra, zabawna i zawiera w sobie wiele ciekawych przemyśleń o życiu i jego przemijaniu.   
Obecnie jestem w trakcie czytania "Marley i ja. Życie, miłość i najgorszy pies świata" Johna Grogana, a także "Pamiątkowe rupiecie. Biografia Wisławy Szymborskiej" Joanny Szczęsnej i Anny Bikont; twórczość Szymborskiej lubię od zawsze, a biografia daje nam możliwość dowiedzieć się, jak ciekawą osobą była. 
Z czasopism poczytuję "Sens", "Woman's Health" oraz poradnik psychologiczny Polityki - "Ja, my, oni. Jak nie zwariować w naszych czasach"

Oglądam:
W kinie oglądaliśmy "47 Roninów" oraz "American Hustle".
Co do Roninów, to szłam na film nastawiona na to, że może mi się nie podobać, bo to nie moje klimaty, również reklama nie zachęcała mnie do obejrzenia, ale nawet przyjemnie mi się go oglądało. Fabuła była dość przewidywalna, ale film spodobał mi się bardziej niż mojemu mężowi, który mnie usilnie na niego ciągnął ;)  
"American Hustle" obejrzałam z prawdziwą przyjemnością. Doborowa obsada i świetna ścieżka dźwiękowa, a do tego dobrze oddany klimat końca lat 70'. Obejrzawszy reklamy spodziewałam się innego typu filmu, z dynamiczną, wartką akcją, natomiast miał on inne walory, chociażby sposób wykreowania głównych bohaterów i przedstawienie relacji między nimi. 
Wczoraj, w ramach walentynek, obejrzeliśmy w domu "Sierpień w hrabstwie Osage". Wgniata w podłogę! Rewelacja! Film tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że Meryl Streep jest fenomenalną aktorką, życzę jej Oscara, bo jest tego warta. W trakcie filmu czułam pewną przynależność do tej rodziny, przeżywałam te wszystkie trudności i rodzinne patologie razem z bohaterami. Było dziwnie, ale też chwilami zabawnie, melancholijnie, poruszająco. Dowiedziałam się, że został nakręcony na podstawie sztuki - z wielką chęcią bym ją przeczytała. 



Słucham:
Od niedawna w pracy zamiast odgłosów budowy i remontów słuchamy w pokoju radia Złote Przeboje, co, po kilku ostatnich miesiącach, jest bardzo miłą odmianą.

On:
Czytam: Pisałem ostatnio, że Jakub Grzędowicz przywraca mi wiarę w kondycję polskiej literackiej sceny fantasy. Nic się pod tym względem nie zmieniło. Przez ostatni miesiąc zdążyłem skończyć pierwszy i przeczytać drugi tom powieści Pan Lodowego Ogrodu. Książka nie jest idealna, ma swoje minusy, niektóre nawet dość znaczne (o czym być może będzie wam dane jeszcze przeczytać nieco szerzej w nie-recenzji), ale wciąga niczym najlepszy odkurzacz, a to wystarczy mi, żeby nie móc się od niej oderwać. Dlatego też wczoraj zacząłem czytać tom trzeci, przedostatni. Jako zdeklarowany fan gier komputerowych poczytuje sobie również  magazyn CD-Action.

Oglądam: W przeciwieństwie do poprzedniego miesiąca, tym razem wiem dokładnie co takiego gościło na ekranie mojego laptopa, telewizora i na wielkim ekranie kinowym. Razem z moją piękniejszą połówka wybraliśmy się do kina aż dwukrotnie w przeciągu ostatniego miesiąca, co (jak na nas) jest wynikiem zupełnie niezłym. Było nam dane oglądnąć nominowaną do Oscara w kategorii "Najlepszy film" produkcję American Hustle, a także nienominowany w żadnej kategorii  film 47 Roninów. Oba filmy były dla mnie zaskoczeniem, ten pierwszy - bardzo pozytywnym, ten drugi - jakby mniej. Po American Hustle nie spodziewałem się zbyt wiele (średnio przekonuje mnie stylistyka lat 60' i 70'), tymczasem zostałem uraczony wciągającą, odpowiednio zakręconą fabularnie historią, doprawioną pokaźną dawką świetnej gry aktorskiej Christiana Bale i Jennifer Lawrence. Co do 47 Roninów, wyszedłem z kina zawiedziony. Nie oczekiwałem po tym filmie niczego wielkiego, ale mimo wszystko, jeśli ktoś podejmuje się ekranizacji legendy, liczącej sobie blisko 400 lat, powinien mieć do zaoferowania przynajmniej odrobinę więcej niż niezłe efekty specjalne. Sytuacji nie uratował nawet aktorski kunszt Keanu Reevesa - zapewne dlatego, że przy okazji "Roninów" nie miał możliwości się nim wykazać. Cóż z tego, że aktor prężył muskuły i robił groźne miny, kiedy kwestii dialogowych miał jak na lekarstwo, a jego rola ograniczała się do groźnego łypania na wszystkich spode łba i machania kataną...
Tyle jeśli idzie o kino! W ostatnim miesiącu odświeżyłem sobie całą dotychczasową serię Piraci z Karaibów, muszę stwierdzić, że o ile pierwotna trylogia wciąż należy do czołówki moich ulubionych filmów rozrywkowych, o tyle część czwarta Na nieznanych wodach, robi wrażenie filmu nakręconego nieco na siłę. Nawet pomimo bardzo fajnej kreacji aktorskiej Penelope Cruz.
Ponadto, z okazji walentynek, razem z małżonką obejrzeliśmy wczoraj Sierpień w hrabstwie Osage. Film klasyfikowany jest przez wielu w kategorii "komediodramat", widziałem też sporo komentarzy, w których ludzie opisywali, jak to w kinie śmiali się do rozpuku na niektórych scenach. Cóż, ja się nie śmiałem. Film miał swoje momenty, kiedy można było się uśmiechnąć, ale to był raczej taki smutny uśmiech. Tak czy inaczej, "Sierpień..." jest ze wszech miar godny polecenia, a kreacje aktorskie Meryl Streep i Julii Roberts to absolutne mistrzostwo.

Słucham: Swojej żony. Nie no, żartuję :) Tak naprawdę, to w tym miesiącu odkryłem dla siebie kolejną kapelę, która zagościła na stałe w mojej prywatnej playliście. Mowa oczywiście o Flogging Molly, to taka folkowo-metalowa ekipa, czyli granie dokładnie takie, jakie lubię. Ponadto w tym miesiącu powróciłem do podziwiania kunsztu skrzypcowego Lindsey Stirling. Chciałbym być w czymś tak dobry, jak ona jest w grze na skrzypcach. Jeśli ktoś nie słyszał nigdy Phantom of the Opera w jej wykonaniu, niech nawet się nie przyznaje, bo to wstyd i hańba i wielkie niedopatrzenie. I natychmiast po doczytaniu do końca tego posta, ów ktoś powinien z powyższym utworem się zapoznać.

Gram: Coś tam trochę gram, ale ostatnio średnio jest w co. Ukończyłem Metal Gear Solid: Revengeance i muszę przyznać, że zrobiłem to z niejaką ulgą. Bo bawiłem się w sumie nieźle (przynajmniej na początku), to ze względu na pewne błędy w gameplayu, nieco zbyt pokręconą i naiwną fabułę, oraz irytującą w sumie postać głównego bohatera, gra po dość niedługim czasie zrobiła się nużąca. Postanowiłem wrócić do klasyki przez duże "Ka", więc na moim dysku twardym ponownie zagościła Najdłuższa Podróż (o której pisałem co nieco przy okazji naszego zestawienia Top 10: Gry komputerowe). Graficznie produkcja Funcom zestarzała się bardzo widocznie, ale mimo to ponowna wizyta w Marcurii dała mi mnóstwo radości. Wiem, że przeczyta to moja piękniejsza połówka, niech więc Ona wie, że w końcu, prędzej czy później nakłonię ją, żeby sama przeszła razem z April Ryan przez ta piękną historię :)
Poza tym - Skyrim. To moje drugie podejście do tej gry.  Być może teraz uda mi się ukończyć przynajmniej główny wątek fabularny, co niestety poprzednio było wyzwaniem ponad moje siły.

Bonus: To wstyd i hańba nie słyszeć Phantom of the Opera w wykonaniu Lindey Stirling, dlatego macie okazję nadrobić to, nie ruszając się z naszego bloga ;)


Ponadto Flogging Molly i Devil's Dance Floor. Proszę bardzo :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz